„Wypier…” i „jeb…. PiS” krzyczeli uczestnicy Strajku Kobiet w Oświęcimiu pod koniec października tego roku. Tak, nie pomyliłem się. Takie okrzyki i wiele innych wznoszono ochoczo w Mieście Pokoju. Podczas marszu wyzywano partię rządzącą i obrońców życia od najgorszych. Używano najbardziej wulgarnych słów jakie zna język polski. A to wszystko działo się w Oświęcimiu – Mieście Pokoju, w miejscu gdzie ginęły miliony niewinnych ludzi, często oddających życie za swojego brata.
Najciekawsze jest to, że w tym wydarzeniu uczestniczyli przedstawiciele władz miasta: prezydent (Janusz Chwierut), zastępca prezydenta (Krzysztof Kania) i przewodniczący Rady Miasta (Piotr Hertig). Dla przypomnienia Panowie związani są z zupełnie bezideową i bezprogramową partią polityczną jaką jest Platforma Obywatelska.
Można wprost przypuszczać, że uczestnicząc w tym marszu wspomniani Panowie nieśli ze sobą na ustach okrzyki „wypier…” i „jeb…. PiS”. A czy przypadkiem Panowie nie powinni uchodzić za lokalną elitę?
Wygląda na to, że mamy do czynienia z niebezpiecznym przesunięciem – wulgaryzmy stały się częścią debaty publicznej, również tej lokalnej. Oczywiście od zawsze żyli ludzie, którym do opisu świata i prowadzenia „ambitnych” rozmów wystarczały raptem trzy, może cztery wulgarne wyrazy. Jednak do tej pory w świecie elit taki język był uznawany za tzw. język rynsztokowy lub język budki z piwem. Obecnie na marszach Strajku Kobiet klną już nie tylko dzieci, matki, ojcowie, politycy, ale także profesorowie uczelni wyższych. Ewidentnie została przekroczona kolejna granica dobrego smaku i kultury.
Jak Panowie reprezentujący władze Oświęcimia, którzy tak często i chętnie piętnują mowę nienawiści, mówią o demokracji i prawach człowieka mogli uczestniczyć w tym wydarzeniu? Taka mowa „wypier…” i „jeb…” podczas zgromadzeń publicznych to prosta i szeroka droga do rozszerzania nienawiści. A to wszystko w Mieście Pokoju, w którym działa Oświęcimski Instytut Praw Człowieka…